Co by było, gdyby

DSCF2585z U schyłku życia człowiek jest już pogodzony ze wszystkimi dziwnymi okolicznościami, na jakie wcześniej natrafił, a na które wpływu nie miał.
Dla dziecka jednak to były dramaty.
— Przełóż łyżkę do prawej ręki!
— Chcesz być szmaja?!
— Niedajbóg jeszcze mańkut zeń wyrośnie!
— Że też ty nie możesz normalnie, jak wszyscy.
Po tamtych stresach z pokrzykiwań babci i mamy pozostały mi na resztę życia jednak pewne korzyści:

  • primo: oburęczność — nie udało im się zupełnie wyłączyć mojej sprawniejszej początkowo, lewej ręki, ale doprowadziły do rozwinięcia sprawności prawej, jako jedynie słusznej, dzięki czemu w wielu sytuacjach radzę sobie lepiej od „jednoręcznych”;
  • secundo: odrzucam i pomijam niepojęte określanie położenia rozmaitych przedmiotów po stronie prawej i lewej, jak gdyby było to cokolwiek stałego i nieodwracalnego. A przecież nawet dziecko wie, że wystarczy się obrócić i cała filozofia prawej strony znika, zamieniając się w lewiznę. A nawet jeżeli nie ja się obracam, to mam rozmówcę, który nie ma pojęcia, czy mówię o swojej prawej, czy o jego prawej stronie, które się zupełnie nie pokrywają. W ten sposób moje określenia są zawsze jednoznaczne, ile razy by nie obracać kota ogonem…

Odkopałam książkę Bezpowrotnie utracona leworęczność z kartonów poremontowych z powodu dzisiejszego Dnia Leworęcznych. Poczytam sobie felietony Jerzego Pilcha – to niezły odpoczynek od komputera – – –

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *